Amerykańscy kongresmeni postanowili pójść sobie na rękę i podnieść sobie uposażenie. Podwyżka w wysokości 3100 dolarów rocznie (przy obecnej płacy 162,100 $) została wg Kongresu podyktowana „koniecznością wyrównania spadku siły nabywczej pieniądza”. 3100 $ rocznie to nie jest jakaś wielka suma, ale oczywiście pojawiły się kontrowersje.
Pensja kongresmena w ogóle nie jest jakaś przerażająco wysoka, jeżeli weźmie się pod uwagę średnią pensję w Stanach, która oscyluje w granicach 40 tysięcy $ rocznie, lub pensję np. profesora uniwersytetu czy chirurga, który może zarabiać i 300 tysięcy. Dodatkowo, amerykańscy kongresmeni muszą sobie sami płacić za opiekę zdrowotną, zakwaterowanie i inne przyjemności. W porównaniu z nimi, polscy posłowie to wręcz krezusi – przy średniej krajowej pensji ok. 30 tys. zł rocznie, nasi parlamentarzyści dostają rocznie blisko 140 tysięcy, z czego 30 tysięcy to nieopodatkowana dieta. Do tego dochodzi pokrycie przez państwo kosztów leczenia, zakwaterowania, 10 tysięcy miesięcznie na utrzymanie biura poselskiego, darmowe przeloty i przejazdy koleją, fundusz na hotele w wysokości 7,6 tysiąca miesięcznie itd. itp. Dla przeciętnego polskiego posła, leniuchującego dotąd po osiem godzin w urzędzie i jeżdzącego pięcioletnim Matizem, nowe warunki po wyborach to bajka. Dla przeciętnego amerykańskiego kongresmena, zazwyczaj wywodzącego się z krajowej elity finansowej, nowa pensja to raczej degradacja. No cóż, rozumiem, że wszyscy wiedzą, w co się pakują.
Czy rządzący powinni zarabiać mało, czy dużo – oto jest pytanie. Z jednej strony, jak twierdzi znany ekonomista Thomas Sowell, dostajemy to, za co płacimy. Czyli- im wyższa pensja, tym lepsi parlamentarzyści. Wysokie uposażenie może stanowić zachętę dla wysokiej klasy fachowców, ludzi o wielkiej uczciwości i mądrości. Jednocześnie, dobrze wynagradzany polityk będzie miał mniejszą pokusę, aby zarabiać na boku, będzie mniej podatny na korupcję.
Sowell nieźle to wykombinował, zresztą w ogóle jest to łebski facet (polecam jego „Ekonomię dla każdego” – naprawdę znakomite). Zapomniał tylko, że Kongres, czy Parlament, to nie rada nadzorcza, czy grupa kierowników. Ciała wybierane w demokratycznych wyborach nie powstają w taki sposób jak firmy, nie przystają do nich prawa wolnego rynku. W dobrze działającej firmie pracownicy są wynagradzani stosownie do swoich osiągnięć, a na stanowiskach zasiadają odpowiednie osoby, których płace są doskonale zrównoważone z ich możliwościami. Parlament nie jest firmą- tutaj stanowiska są obsadzane przez ludzi wybranych w powszechnym głosowaniu. To prawda, że wysoka pensja może zachęcić ludzi wielkiej mądrości do kandydowania – ale nie jest wcale powiedziane, że to oni zostaną wybrani, a nie np. cwany rolnik, zajmujący się sypaniem zboża na tory kolejowe. A tego wyższa pensja na pewno ucieszy – ale na pewno nie powstrzyma przed kręceniem na boku dodatkowych „korzyści majątkowych”.
Zresztą, empirycznie można łatwo stwierdzić, że mimo wysokich uposażeń i innych korzyści majątkowych w naszym, polskim, parlamencie zasiadają często-gęsto kryminaliści, oszuści i zwyczajne mendy. W naszym kraju posłowie zarabiają znacznie więcej niż większość społeczeństwa, a jednak jacy są to ludzie – każdy widzi. Śmiem twierdzić, że tym, którym zależy na dobru państwa, będą pracować i za darmo- takich ludzi raczej dużo nie ma, ale pewnie kilku by się znalazło; reszta po prostu chce się nahapać- więc co, płacić im jeszcze więcej?
Read Full Post »