Banki nie będą udzielać kredytów we frankach osobom, które nie są w stanie spłacić analogicznego kredytu w złotówkach – taką informację usłyszałem dzisiaj w radio, jadąc do pracy. Oznacza to, że żeby wziąć np. kredyt na 300 tysięcy – na 30 lat – klient musi być w stanie spłacać nie 1100 zł miesięcznie (1.7% rocznie w CHF), a 1600 (4.6% w PLN).
Wydaje mi się, że pomysł wcale nie jest taki głupi, i to nie tylko z punktu widzenia banku. Posypią się pewnie na moją głowę gromy – ale pozwólcie się wytłumaczyć.
Przyznam się, że jestem kredytami – zwłaszcza mieszkaniowymi – szczerze przerażony. Mnóstwo moich znajomych wzięło kredyty – po 300, 350 tysięcy, na 30, 35 lat. Już sam czas spłaty jest dla mnie trudny do wyobrażenia – za 35 lat będę 60-letnim dziadkiem… Ja na szczęście nie musiałem zapożyczać się aż tak bardzo – dzięki przezorności Rodziców i Teściów mamy z Żoną gdzie mieszkać – ale dla bardzo wielu młodych ludzi kredyt mieszkaniowy jest jedyną możliwością zapewnienia sobie dachu nad głową, choćby to miało oznaczać 30 lat uwiązania. Dlaczego więc im to utrudniać?
Banki niestety nie są instytucjami charytatywnymi – i na kredytach mieszkaniowych chcą po prostu zarabiać. Są pewne granice oprocentowania po prostu nie opłaca się bankowi schodzić- granice te są wyznaczane przez oprocentowanie pożyczek międzybankowych (WIBOR w Polsce, LIBOR w Szwajcarii), które zależy m.in. od stóp procentowych w danym kraju. Stopy procentowe w Szwajcarii są znacznie niższe niż w Polsce – stąd oprocentowanie kredytów we frankach jest niższe niż w złotówkach.
I tu właśnie dochodzimy do sedna. Ja nie jestem ekonomistą, wielu zjawisk – na przykład zasad kształtowania stóp procentowych – nie rozumiem, ale rozumiem, że stopy procentowe nie są czymś danym na zawsze. Lat temu kilka stopy procentowe w Szwajcarii były na poziomie 4 procent, teraz są na poziomie 1 – podobnie w Polsce, stopy procentowe spadły ostatnio znacząco. Nie znaczy to jednak, że nie mogą wzrosnąć. Wystarczy decyzja urzędnika – tak tak, stopy procentowe nie kształtują się jakimś magicznym sposobem, tylko właśnie decyzją urzędnika – by z 2% zrobiło się np. 5%. Wystarczy, żebyśmy mieli powtórkę z rolniczych kredytów, które wpędziły w nędze rzesze ludzi, i za które rolnicy do dziś nienawidzą Balcerowicza.
A to i tak tylko jeden aspekt problemu. Polacy nabrali kredytów mieszkaniowych na 30 miliardów złotych – i nadal biorą, rynek rośnie podobno o 35% rocznie. Biorą te kredyty, wychodząc z założenia, że przez 35 lat nic się nie zmieni – a jeżeli się zmieni, to tylko na lepsze. Niestety, w dzisiejszych czasach trudno być czegokolwiek pewnym. Nie mamy pewności, że za np. dwa lata rząd nie każe nam przewalutować wszystkich kredytów na PLN-y, nie mamy pewności, że kurs złotówki nie poleci na łeb, na szyję – a o tym wszystkim niestety trzeba myśleć, kiedy się podpisuje cyrograf na pół życia. Nie twierdzę, że pomysł banków na ograniczenie tanich kredytów jest jakiś genialny. Wydaje mi się jednak, że chyba dobrze mieć jakiś margines błędu.
Read Full Post »