Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2006

Drobny biznes chce do euro

Polska Rada Przedsiębiorczości, twór skupiający „przedstawicieli biznesu” (związek zawodowy biznesmenów?), chce jak najszybszego wejścia Polski do strefy euro – podaje gazeta.pl. Ma się to przysłużyć polskiej gospodarce, a w efekcie i ludziom. Wg Marka Goliszewskiego z BCC, wprowadzenie euro zablokuje wpływ polityki na gospodarkę (?) oraz uporządkuje finanse publiczne (???). Z kolei Roman Dera z Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług twierdzi, że zwłaszcza małe firmy narażone są na ryzyko kursowe, które zniknęłoby po wprowadzeniu wspólnej waluty.

Odpowiadając panu Goliszewskiemu (muszę do niego maila napisać, bo Kontrrewolucji chyba nie czyta) – wprowadzenie euro oznacza rezygnację z własnej polityki monetarnej – w tym sensie rzeczywiście, wpływ polityki na gospodarkę się zmieni; zamiast Warszawy wpływać będzie Bruksela. Może to i dobrze – przeświadczenie o tym, że urzędnicy UE lepiej pokierują polską gospodarką jest dosyć powszechne. Co do uporządkowania finansów publicznych – różnica tylko taka, że rząd będzie się rozliczał w euro. No, i zniknie „rezerwa” rewaluacyjna (zapis księgowy wynikający z różnicy kursów), więc pan Lepper straci jeden punkt programu 🙂

Argumenty pana Dery (też maila wyślę) są bardziej ważkie i wymagają większej uwagi. Ryzyko kursowe jest rzeczywiście sprawą groźną – na wahnięciu cen walut można dużo stracić. Czego jednak się nie mówi tak głośno – można też i zyskać, bo przecież mechanizm działa w obie strony. Należy jednak zwrócić uwagę na prosty fakt, mianowicie – ceny np. procesorów, ropy czy truskawek też się zmieniają – jest to normalny efekt działania gospodarki rynkowej. Na np. zwyżce cen truskawek jedni zarabiają, inni tracą – tak to na rynku jest. Zgadzamy się, że nie jest to żaden argument za regulacją cen truskawek? Konkurencja na rynku truskawek jest czymś dobrym, ponieważ pozwala w idealny sposób dopasować podaż do popytu. Czy z rynkiem walutowym nie jest podobnie?

Otóż jest podobnie, ale nie do końca. Pieniądz nie jest towarem w tym sensie, że nie wytwarzają go przedsiębiorcy, a państwa. Państwo może pieniądze produkować do woli, psując tym samym walutę i okradając ludzi z majątku poprzez inflację. Konkurencja na rynku walutowym krępuje (częściowo) ręce państwom – jeżeli np. dojczmarka zaczyna zbytnio się psuć, ludzie zaczynają rozliczać się w dolarach… Wprowadzenie euro konkurencję tę ogranicza, pozwala urzędnikom z Brukseli bawić się do woli – czego oczywiście należy się bać.

Nie, żebym był jakimś strasznym przeciwnikiem euro; w obecnej sytuacji gospodarczej skłaniam się ku stwierdzeniu, że wolę politykę monetarną Brukseli niż Warszawy…

Read Full Post »

Jazda na “gazie”

Na gazie – w tym przenośnym, nie dosłownym sensie – jeździ około trzy czwarte samochodów w Brazylii. Tak, samochodów, nie kierowców – zdecydowana większość brazylijskich silników jest przystosowana do spalania etanolu, czyli tego samego alkoholu, który wypijamy w piątkowy wieczór.

Etanol jako paliwo to żadna nowość – słynny Ford T też na tym jeździł. W porównaniu z benzyną ma dwie podstawowe zalety – po pierwsze, spalanie etanolu jest czyste (o 80% mniejsza emisja CO2), po drugie można go otrzymywać prawie ze wszystkiego – ziemniaków, pszenicy, kukurydzy, trzciny cukrowej – a dzięki najnowszym osiągnięciom biotechnologii, także z biomasy, zgniłych liści i trocin. Dzięki temu, zamiast finansować kryjące terrorystów państwa arabskie, paliwo można kupować od rodzimych rolników (panie Lepper, czy pan to czyta?).

Dlaczego etanol nie odniósł dotychczas sukcesu? Prosta sprawa – koszty produkcji etanolu były jak dotąd wyższe od kosztów produkcji benzyny. Dzięki osiągnięciom nauki koszty te udało się znacznie zredukować, dzięki czemu możliwe jest uzyskiwanie paliwa tańszego niż benzyna.

Tańszego – ale oczywiście w Brazylii, nie u nas; u nas alkohol jest obłożony tak nieprzytomnie wysokimi podatkami, że opłacalność całego interesu byłaby zwyczajnie żadna – wystarczy porównać cenę litra wódki i litra benzyny. No, chyba że rząd w przebłysku geniuszu podatki obniży… już widzę te rzesze pijaczków podtaczających się na stacje benzynowe 😀

Źródło: CNN

Read Full Post »

Blizzard, producent jednej z najbardziej znanych gier typu MMORPG, World of Warcraft, zakazał gildiom graczy reklamowania swoich preferencji seksualnych.

Słówko wyjaśnienia dla niegrających: w grach MMORPG (Massively Multiplayer Online Role Playing Game) gracze wcielają się w wirtualne postacie, żyjące w wirtualnym świecie (osadzonym zazwyczaj w fantastycznych realiach); gracze mogą wchodzić ze sobą w różnorodne interakcje, np. współpracować ze sobą, aby osiągnąć wspólny cel. W grze World of Warcraft jednym ze sposobów interakcji jest zakładanie gildii, czyli specyficznych organizacji graczy, służących sobie pomocą. Członkowie gildii uczestniczą razem w misjach, dzielą się znalezionymi dobrami itp.

Gracze, którzy ogłaszali swoje gildie jako „GLBT Friendly” (przyjazne dla Gay/Lesbian/Bi/Trans), zostali ostatnio ostrzeżeni przez adminów z Blizzarda, którzy powołali się na przepis z umowy licencyjnej, zakazujący jakiejkolwiek formy dyskryminacji w świecie gry, także ze względu na orientację seksualną. Poproszeni o wyjaśnienia, przestawiciele firmy wyjaśnili, że pojawiające się ogłoszenia mogą spotkać się z gwałtowną reakcją mniej tolerancyjnych graczy, powodując w efekcie naruszenie regulaminu. Cóż, wyjaśnienie trochę takie, jak to, z którym się niejednokrotnie spotkali „nasi” geje – „nie róbcie marszu, bo się kibole mogą zdenerwować”- głupie, ale jakieś musieli znaleźć. Wyobrażam sobie, że ci z Blizzarda zwyczajnie nie życzą sobie demonstrowania homoseksualizmu na ich podwórku – tyle że przecież nie mogą tego otwarcie powiedzieć. Prawnicy by ich zjedli.

Ale i tak będzie chryja…

Źródło: Boing Boing

Read Full Post »

Mieliśmy już robota – odkurzacz (Roomba), robota – psa (AIBO, niestety ostatnio wycofanego z produkcji) – a teraz czas na coś pożytecznego. Japoński producent piwa Asahi przedstawił swój nowy gadżet reklamowy – robota nalewającego piwo! Robot w swoim „brzuchu” ukrywa lodówkę, w której mieści się sześć puszek – wystarczy nacisnąć przycisk i zimne piwko trafia do kufla. Genialne!

Firma planuje rozdać 5000 takich robotów! Wystarczy zebrać 36 kuponów promocyjnych, żeby wziąć udział w losowaniu. Konkurs niestety tylko dla Japończyków… Może trzeba napisać np. do firmy Żywiec?

Źródło: New Scientist

Read Full Post »

Dwa miliony euro dziennie – na tyle wycenia upór Microsoftu Komisja Europejska. Bruksela żąda od największej firmy software’owej świata ujawnienia pełnej dokumentacji swojego oprogramowania. Dokumentacja ta jest potrzebna konkurencyjnym firmom do tworzenia aplikacji zgodnych z oprogramowaniem MS; zdaniem KE, ograniczając dostęp do tych informacji, Microsoft „nieuczciwie walczy z konkurencją”.

Microsoft zaoferował ujawnienie kodu źródłowego swojego oprogramowania (oczywiście nie na zasadach open-source). Wg Neelie Kroes, komisarza ds. konkurencji, to za mało. Użytkownicy potrzebują więcej niż tylko kod- potrzebują także wyczerpujących instrukcji, które pozwoliłyby na tworzenie aplikacji kompatybilnych z systemem Windows – twierdzi pani komisarz – kod źródłowy nie jest ostateczną dokumentacją czegokolwiek.

Nie rozumiem. Ki diabeł? Czego jeszcze chcą komisarze? Może Microsoft ma pisać kod konkurencyjnym firmom?

No cóż, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze… 2 miliony euro dziennie to 700 milionó rocznie – suma do przełknięcia dla giganta z Redmont; najwyżej Windows czy XBox trochę podrożeje.

Read Full Post »

Dla tych wszystkich, których jeszcze nie znudziła debata na temat ewolucjonizm kontra inteligentny projekt, Skeptical Inquirer przygotował cały numer na ten temat. Pismo co prawda papierowe, ale kilka artykułów jest dostępnych online. Warto poczytać, bo teksty są solidne.

Read Full Post »

Znowu problemy Wikipedii

Istnieje pewien dziennikarski zwyczaj, że nie podaje się do publicznej wiadomości nazwisk osób oskarżonych o działalność kryminalną. Zwyczaj ten, choć często mniej lub bardziej świadomie obchodzony (Andrzej S., znany psycholog, autor książki Mit szczęśliwego dzieciństwa; Krystyna Nowak, żona oskarżonego Jerzego N. itp.), jest w sumie słuszny, bo z jakiej racji niesłusznie postawieni przed sądem mieliby mieć nabagnione w życiorysie; inna sprawa, że podobnie kryje się już skazanych kryminalistów, co w moim odczuciu jest już nieporozumieniem.

Podobnej ochrony domagali się krewni Borysa Floricica, niemieckiego hackera i phreakera znanego pod ksywką Tron. Jego osoba stała się sławna ze względu na niewyjaśnione okoliczności jego śmierci, choć znany jest on także ze swoich przestępczych sukcesów, między innymi masowej produkcji fałszywych kart telefonicznych. Krewni hackera nie życzą sobie, aby ich nazwisko pojawiało się w kontekście przestępczej działalności. Postanowili więc zmusić właścicieli Wikipedii do usunięcia pełnego nazwiska z publicznie dostępnych stron – składając przeciwko nim pozew sądowy.

Sędzia niemiecki przychylił się do prośby rodziny i zakazał ujawniania pełnego nazwiska na wszystkich stronach publicznych w domenie wikipedia.org. Oczywiście wyrok ten nie ma żadnej mocy sprawczej – serwery Wikipedii znajdują się w Stanach Zjednoczonych, więc ich właściciele mogą swobodnie niemieckiego sędziego zignorować. Niemiecka witryna wikipedia.de została jednak zamknięta.

Ciekawa sprawa – a co z krewnymi Ala Capone, „Lucky’ego” Luciano i Andrieja Czykatiło?

Read Full Post »

USA: testy paszportów z RFID

W Stanach Zjednoczonych rozpoczęto testowanie nowych, elektronicznych paszportów. Każdy taki dokument zostanie wyposażony w chip RFID, zawierający dane osobowe i zdjęcie posiadacza. Do testów, prowadzonych na lotniskach, dołączyły się także Singapur i Australia.

Technologia RFID pozwala na odczytanie zapisanych w chipie danych na odległość – przy użyciu odpowiednich urządzeń odległość ta może wynosić nawet 10 metrów. Z oczywistych przyczyn powoduje to obawy co do prywatności i osobistego bezpieczeństwa. Te i inne kontrowersje spowodowały decyzję Stanów o wyposażeniu paszportów w dodatkowe zabezpieczenia – specjalne ekranowanie oraz numer PIN (o ile rozumiem, zapisany otwartym tekstem na samym dokumencie), bez którego nie będzie możliwe odczytanie danych.

Szczerze mówiąc, jest to trochę podejrzane – skoro władze USA chcą w dużym stopniu wykastrować używane w paszportach chipy, to czy nie lepiej w ogóle zrezygnować z RFID i wykorzystać jakiś inne, mniej kontrowersyjne rozwiązanie?

Przy okazji natknąłem się na ciekawą informację – są tacy, którzy dokumenty tożsamości z chipami RFID porównują do biblijnego znamienia bestii, o którym wspomina Jan w 13-tym rozdziale Apokalipsy:

16 I sprawia [Bestia], że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło
17 i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia.

Trzeba przyznać, że trochę to niepokojące, chociaż raczej z kategorii Teoria Spisku niż rzeczywistość 😉

Źródło: The Register

Read Full Post »

Paul Bremer jest do kitu!

Idę sobie dzisiaj do pracy, patrzę, a w kioskowej witrynie złowrogi napis: „Ty świnio!”. Obejrzałem się na wszelki wypadek, ale nikogo nie było. Przeczytałem resztę- uff, jednak to nie do mnie. To „Nowy Dzień” straszy na pierwszej stronie: „Bremer, ty świnio!”. Tak mnie to zaskoczyło, że aż odżałowałem złotówkę i „Nowy Dzień” zakupiłem, żeby przeczytać, co takiego Bremer zrobił, że zaliczono go do trzody chlewnej. Okazało się potem, że niepotrzebnie, bo praktycznie niezmieniony artykuł można znaleźć na stronie gazeta.pl. Zmieniono tylko tytuł na „Bremer: polskie wojsko jest do kitu”.

Co więc takiego przeskrobał pan Bremer? Przypomnę dla porządku, że był on cywilnym administratorem Iraku w latach 2003- 2004. Otóż właśnie wyszła napisana przez niego książka, „Mój rok w Iraku”. A w książce – cóż, oddajmy głos gazecie:

Polskie wojsko w Iraku jest do kitu, jego dowódcy działają zbyt wolno i nie wykonują rozkazów Amerykanów – podsumowuje naszych żołnierzy Paul Bremer[…] Bremer zarzuca też naszym żołnierzom, że są słabo wyszkoleni i opieszale reagują na rozkazy.

Bremer śmie kpić z sojuszników Ameryki. Naszych żołnierzy, którzy tak jak Amerykanie giną w Iraku za to, by kiedyś zapanował tam pokój, ambasador przedstawia jako „nieprzydatnych” i niepodporządkowanych amerykańskim dowódcom.

Tak nas obsmarowuje Paul Bremer:

– „Wojska byłego Paktu Warszawskiego mogły wyglądać dobrze na papierze, ale nie były tak dobrze wyszkolone ani wyposażone jak oddziały amerykańskie czy brytyjskie”

– „Wojska w polskim sektorze doprowadzą do pogorszenia amerykańskiej sprawności bojowej”

– „Szef biura administracji Tymczasowych Władz Koalicyjnych prosił polskiego dowódcę trzy godziny temu o siły szybkiego reagowania i nic się nie działo”

Oczywiście zrobiła się z tego wielka, Minister Obrony Narodowej święcie oburzony wyzwał Bremera od kłamców, ambasador Stanów Zjednoczonych został wezwany na dywanik itp. Niezła heca.

A jaka jest prawda? Po pierwsze trzeba by książkę Bremera przeczytać, czego pani redaktor pisząca tekst do gazety – mogę się założyć – nie zrobiła (417 stron). Po drugie, trzy wyrwane z kontekstu cytaty z Bremera wskazują raczej na suche przytoczenie faktów i „ocenę kompetencji”, niż na „plucie jadem” i obrażanie kogokolwiek. To, że polskie wojsko jest gorzej wyposażone i wyszkolone niż amerykańskie, jest sprawą oczywistą (i żaden dementujący te pogłoski starszy szeregowy tego nie zmieni). To, że wprowadzenie „obcego elementu” w postaci polskich wojsk komplikuje organizację, pogarszając ogólną zdolność bojową – to też jest jasne. To, że jakiś żołnierz nie wykonał rozkazu jest faktem i tyle. Dlaczego robi się z tego taką chryję?

Co ciekawe, jak różni Kosińscy czy Michnikowie plują na Polskę i Polaków, to się im bije pokłony. Za co więc pretensja do Bremera? Nie jest Żydem? Może trzeba było napisać np. że polskie wojska są „przesiąknięte antysemityzmem” albo coś- od razu byłaby inna śpiewka.

Read Full Post »

Rzeczywistość skrzeczy?

Jest w Stanach Zjednoczonych taka instytucja o nazwie Environmental Protection Agency (Agencja Ochrony Środowiska), która poza innymi Bardzo Istotnymi Sprawami zajmuje się określaniem spalania benzyny przez samochody. Każdy sprzedawany w Stanach samochód musi posiadać specjalną nalepkę, na której napisane jest, iż EPA swoim autorytetem świadczy, że rzeczony samochód pali np. 10 litrów na setkę (chociaż amerykańcy podają spalanie odwrotnie – mile na galon, czyli ile samochód może przejechać na jednym galonie benzyny). Służyć to ma lepszemu rozeznaniu kupujących samochody, oraz oczywiście promowaniu ochrony środowiska.

EPA ostatnio ogłosiła, że zmienia obowiązujący od 30 lat sposób badania spalania, tak, aby wynik był bardziej zbliżony do rzeczywistości. W badaniu uwzględnione będą m. in. większa prędkość, korki, klimatyzacja i niskie temperatury. Według EPA, wyniki samochodów mogą pogorszyć się o 10 do 20 procent. Żeby było śmieszniej, jeszcze bardziej pogorszyć się mają wyniki samochodów z napędem hybrydowym – nawet o 30%, co oznacza że na przykład kupowana masowo przez jankesów Toyota Prius będzie mieć na nalepce napisane nie 60 mil na galon, jak dotychczas, a raptem 42 (odpowiednio 3.92 i 5.6 litrów na setkę).

Z punktu widzenia konsumenta pewnie jest to lepiej- użytkownicy aut coraz częściej narzekali na nierealistyczne informacje co do spalania. Gorzej jest natomiast dla producentów hybryd, które z miejsca podbiły serca bogatych amerykanów, a teraz mogą stracić na popularności. Wydawać by się mogło, że EPA trochę strzela sobie w nogę, jako że dotąd jej przedstawiciele gorąco promowali niewiele palące samochody na prąd; z drugiej strony jednak dobrze świadczy to o urzędnikach, którzy zamiast brnąć w zieloną ideologię przeciwko faktom, po prostu solidnie wykonują swoje obowiązki.

Przy okazji można się dowiedzieć, że producenci samochodów muszą w Stanach spełniać wymogi przepisu federalnego, określającego średnie spalanie produkowanych przez nich aut. Wedle tego przepisu, średnie spalanie dla samochodów osobowych musi być nie większe niż ok. 8,5 , a dla lekkich ciężarówek 11,2 litra. Nowa metoda, zaproponowana przez EPA, nie będzie tu jednak miała zastosowania – sposób wyliczania na potrzeby uregulowań prawnych jest określony ustawą, której zmiana wymagałaby zgody Kongresu.

Źródło: Autos Insider

Read Full Post »

Older Posts »