Polska Rada Przedsiębiorczości, twór skupiający „przedstawicieli biznesu” (związek zawodowy biznesmenów?), chce jak najszybszego wejścia Polski do strefy euro – podaje gazeta.pl. Ma się to przysłużyć polskiej gospodarce, a w efekcie i ludziom. Wg Marka Goliszewskiego z BCC, wprowadzenie euro zablokuje wpływ polityki na gospodarkę (?) oraz uporządkuje finanse publiczne (???). Z kolei Roman Dera z Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług twierdzi, że zwłaszcza małe firmy narażone są na ryzyko kursowe, które zniknęłoby po wprowadzeniu wspólnej waluty.
Odpowiadając panu Goliszewskiemu (muszę do niego maila napisać, bo Kontrrewolucji chyba nie czyta) – wprowadzenie euro oznacza rezygnację z własnej polityki monetarnej – w tym sensie rzeczywiście, wpływ polityki na gospodarkę się zmieni; zamiast Warszawy wpływać będzie Bruksela. Może to i dobrze – przeświadczenie o tym, że urzędnicy UE lepiej pokierują polską gospodarką jest dosyć powszechne. Co do uporządkowania finansów publicznych – różnica tylko taka, że rząd będzie się rozliczał w euro. No, i zniknie „rezerwa” rewaluacyjna (zapis księgowy wynikający z różnicy kursów), więc pan Lepper straci jeden punkt programu 🙂
Argumenty pana Dery (też maila wyślę) są bardziej ważkie i wymagają większej uwagi. Ryzyko kursowe jest rzeczywiście sprawą groźną – na wahnięciu cen walut można dużo stracić. Czego jednak się nie mówi tak głośno – można też i zyskać, bo przecież mechanizm działa w obie strony. Należy jednak zwrócić uwagę na prosty fakt, mianowicie – ceny np. procesorów, ropy czy truskawek też się zmieniają – jest to normalny efekt działania gospodarki rynkowej. Na np. zwyżce cen truskawek jedni zarabiają, inni tracą – tak to na rynku jest. Zgadzamy się, że nie jest to żaden argument za regulacją cen truskawek? Konkurencja na rynku truskawek jest czymś dobrym, ponieważ pozwala w idealny sposób dopasować podaż do popytu. Czy z rynkiem walutowym nie jest podobnie?
Otóż jest podobnie, ale nie do końca. Pieniądz nie jest towarem w tym sensie, że nie wytwarzają go przedsiębiorcy, a państwa. Państwo może pieniądze produkować do woli, psując tym samym walutę i okradając ludzi z majątku poprzez inflację. Konkurencja na rynku walutowym krępuje (częściowo) ręce państwom – jeżeli np. dojczmarka zaczyna zbytnio się psuć, ludzie zaczynają rozliczać się w dolarach… Wprowadzenie euro konkurencję tę ogranicza, pozwala urzędnikom z Brukseli bawić się do woli – czego oczywiście należy się bać.
Nie, żebym był jakimś strasznym przeciwnikiem euro; w obecnej sytuacji gospodarczej skłaniam się ku stwierdzeniu, że wolę politykę monetarną Brukseli niż Warszawy…