Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for the ‘Inne’ Category

Po co nam wieloryby?

No właśnie, jak mawia Jan Pospieszalski. Po kiego nam te wielkie stwory wyjadające krewetki? Różne firmy w rodzaju Greenpeace chcą zakazywać połowów, wprowadza się jakieś moratoria, jakieś limity itp. No i po co? Jak wieloryby mają wyginąć, to wyginą. Ewolucja, nie?

Że zależności w przyrodzie są dziwne i złożone, to wiadomo nie od dzisiaj. Okazuje się, że gdzieś w okolicach Ameryki (nie pamiętam szczegółów, bo oglądałem na National Geographic Channel i nie zanotowałem) w wyniku połowów wieloryby (któryś z mniejszych gatunków) zostały wybite. Waleniami tymi żywiły się wcześniej orki, które z braku pokarmu przerzuciły się na foki. Przerzuciły się tak skutecznie, że fok wkrótce zabrakło, i orki zaczęły zjadać wydry (czy coś). Te wydry z kolei żywiły się jakimś gatunkiem ryb, które pod nieobecność wydr rozmnożyły się na potęgę. Ryby te jedzą krasnorosty – których wkrótce też zabrakło. Krasnorosty dla odmiany stanowią schronienie dla narybku wielu gatunków ryb. Skutek był taki, że wkrótce cały obszar morza został praktycznie pozbawiony ryb, i miejscowi rybacy stracili pracę…

Niesamowite.

Read Full Post »

Według przeprowadzonego przez instytut Gallupa badania, tylko (albo aż) 39% dorosłych Amerykanów wierzy w teorię ewolucji. Co czwarty – nie wierzy, reszta nie wie co myśleć.

Z jednej strony można uznać, że jest to jakaś porażka tamtejszego systemu edukacji – choć dokładniejsza analiza wyników pokazuje, że im wyższe wykształcenie, tym przekonanie do teorii ewolucji większe. Z drugiej strony, symptomatyczne jest pytanie do ankiety – „czy wierzysz w teorię ewolucji”? Śmiem twierdzić, że teorie naukowe albo są prawdziwe albo nie: pytanie o wiarę wydaje się być nie na miejscu. Chyba, że autorzy ankiety sami do tych 39% nie należą.

Apropos wiary: ciekawy cykl artykułów p.t. „Ateista o religii Darwina” wczoraj na lewrockwell.com.

Read Full Post »

ZWTP

Czytam sobie ostatnio (powolutku, bo czasu mało) książkę Roberta Henleina p.t. „Luna to surowa pani”. Książka ciekawa – autor opisując kolonię karną na Księżycu pokusił się o opisanie tamtejszej społeczności, której funkcjonowaniem rządzą zasady wynikające z warunków środowiska: raz, że bilet na Lunę to „bilet w jedną stronę”, bo grawitacja mniejsza i organizm sie nieodwracalnie degeneruje; dwa, że dziura w ścianie to żadna przyjemność, bo na zewnątrz powietrza nie ma; trzy, że kobieta jedna na pięciu mężczyzn – a do tego żadnych obowiązujących oficjalnie praw. Zamiast tego – zwyczajowe, zdroworozsądkowe zasady. Jedna z nich – ZWTP, czyli Za Wszystko Trzeba Płacić, czyli po naszemu „there is no free lunch”.

Nie napisałbym o tym, bo Henleina i tak wszyscy znają, ale akurat skojarzyło mi się to ze znalezionymi wczoraj w sieci informacjami o „ruchu freegańskim” (linków nie daję, google pomogą). Ruch freegański polega w skrócie na tym, żeby korzystać tylko z tego, co jest „za free” – np. wyrzuconego jedzenia czy wymienionych na plazmę starych telewizorów.

Oczywiście ruch raczej do powszechności nie aspiruje, bo przecież jakby wszyscy chcieli „za free”, to nikt by buraków nie sadził. Inna sprawa, że to „za free” też jest podejrzane – „nie ma darmowych lunchy”. Straty na niesprzedanym jedzeniu są wliczone w cenę tego sprzedanego. Próbki na promocjach w supermarkecie takoż. Mniejszy popyt – mniejsza konsumpcja – gospodarka zwalnia. W sumie to wszyscy za to płacimy. Hmm.

Read Full Post »

Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem, przeprosiłem – zapewne, bo moja łacina raczej słabo. Federer w ćwierćfinale Australian Open właśnie rozjechał swojego rywala 6:3 6:0 6:0 w trwającym raptem godzinę dwadzieścia meczu. Nuda straszliwa, bo tak to i ja bym z Federerem umiał przegrać :).

Tymczasem parę dni temu drużyna koszykarska ze szkoły Covenant w Dallas wygrała sto do jaja z drużyną z Dallas Academy. Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że Dallas Academy to szkoła dla dzieci z problemami – typu dysleksja, problemy z koncentracją, ADHD itp. Skutek był taki, że trenera zwycięskiej drużyny zwolniono ze stanowiska, a szkoła oficjalnie przeprosiła za to „pozbawione honoru zwycięstwo”.

No i niby słusznie, bo w sumie to nie wojna, nie ma co dobijać watahy i parę punktów można było przeciwnikom oddać. Ale bez przesady – rywalizacja sportowa to nie miejsce na sentymenty, grać trzeba najlepiej jak się potrafi – a jak przeciwnik nie dostaje, to jest problem przeciwnika. Pewnie, że przegranym może być smutno – ale to znaczy tylko tyle, że trzeba zaciąć zęby i ćwiczyć dalej, bo narzekaniem złotych medali się nie zdobywa.

Zresztą, założę się, że dzieciaki z D.A. narzekać nie miały zamiaru, podobnie jak nie narzekał Del Potro ograny przez Federera.

Read Full Post »

Ustawa budżetowa 2009

Podobno duże sumy pieniędzy przerastają możliwości poznawcze większości z nas. Trzy tysiące potrafimy sobie wyobrazić, trzydzieści tysięcy też – ale na przykład trzy miliony czy 321 miliardów nie bardzo. 321 miliardów to przypadkiem zaplanowana kwota wydatków budżetowych na 2009 rok – i ze względu na nasze możliwości poznawcze bardzo pożyteczne jest przeliczenie tych wartości na przeciętnego Polaka, co poniekąd wykonał niejaki Mariusz Dąbrowski na swoim blogu. Bardzo pouczające: na przykład okazuje się, że na obsługę „Długu Skarbu Państwa” przeciętny Kowalski wyda w tym roku trochę ponad 14 tysięcy złotych.

Ja natomiast bardzo się zdziwiłem kwotą 321 miliardów. Jakoś tak miałem wbite w głowę, że wydatki budżetowe to jakieś 200 miliardów, a że nie śledziłem, to nie zauważyłem. Poszperałem w Internecie i proszę, może się komuś przyda:

Rok Dochody Wydatki Wzrost wydatków (%)

2000

140 909 815,00

156 309 815,00

2001

161 065 257,00

181 604 087,00

16,1

2002

145 101 632,00

185 101 632,00

1,9

2003

155 697 654,00

194 431 654,00

5,0

2004

154 552 589,00

199 851 862,00

2,7

2005

174 703 733,00

209 703 733,00

4,9

2006

195 281 959,00

225 828 675,00

7,6

2007

228 952 516,00

258 952 516,00

14,6

2008

281 892 096,00

308 982 737,00

19,3

2009

303 034 805,00

321 221 112,00

3,9

Podkreśliłem rok 2008, bo wydaje się być ciekawy. Rozumiem podniesienie wydatków budżetowych przez PiS, bo to socjaliści i tyle. Ale żeby absolutnym rekordzistą w tym dziesięcioleciu okazywała się ekipa Tuska? Wow.

Read Full Post »

Oda do radości

– Nigdy nie widziałem nic podobnego!
– Z odrobiną szczęścia nigdy już nie zobaczysz!
– Dawaj jeszcze raz!

Read Full Post »

Ostatnio Dziennik zrobił się „zielony”, Wprost na tę okazję wysmażył (marny) artykulik pt. „Globalne ogłupienie„, Papież Benedykt podobno chce montować panele słoneczne na Bazylice Św. Piotra- wiadomo, nadchodzi lato – sezon ogórkowy poniekąd – robi się ciepło, więc temat „globalnego ocieplenia” pozwala zapełniać strony. No, to jak jest problem, to trzeba go „zaadresować”:

Środowisko, Stefan, środowisko!

Obywatelu! Ty też masz wpływ na środowisko!

Read Full Post »

Podróż do wnętrza Ziemi

hollow_earth.jpg

Kiedyś ludzie wierzyli, że Ziemia jest płaska, i stoi na czterech betonowych słupach (czy jakoś tak). Potem Kolumb nie trafił do Indii i pogląd się zmienił, chociaż panowie z Karmazynowego Ubezpieczenia Ostatecznego trochę się nacięli, podobnie jak załoga Czarnej Perły. Skoro jednak ziemia jest okrągła, i do tego na niczym nie stoi, to dlaczego nie spada? Ano, nie spada, bo jest pusta w środku, jak bańka mydlana. Do takiego wniosku doszedł kilkaset lat temu niejaki Edmund Halley (ten od komety), chociaż tok rozumowania miał pewnie nieco inny. Ten i ów teorię pustej Ziemi podchwycił, parę osób wpadło na ten pomysł niezależnie- i niektórzy wciąż w to wierzą.

Teoria Pustej Ziemi polega w dużym skrócie na tym, że Ziemia jest pusta w środku (odkrywcze), wewnątrz zawieszone jest jakieś słońce, a na wewnętrznej stronie żyje sobie radośnie rozwinięta cywilizacja wywodząca się – w zależności od wersji – od Dziesięciu Zaginionych Klanów Izraela, Atlantydów lub grenlandzkich wikingów. Ta super-cywilizacja od czasu do czasu wylatuje sobie swoimi latającymi talerzami na „naszą” stronę przez „portale”, które znajdują się na biegunach. Teoria tłumaczy – w dosyć nieortodoksyjny sposób – wiele zagadnień, np. „gdzie się podziała woda z Potopu” (no gdzie, do środka wpłynęła), albo „skąd się biorą zorze polarne” (wewnętrzne słońce świeci przez dziury na biegunach). Historyjka raczej głupawa – i cieszy się zapewne uznaniem głównie w środowiskach, które wierzą jednocześnie w odwiedziny kosmitów, akupunkturę i oligarchię endodynamików, jednak żaden z jej „wyznawców” nie próbował tej teorii sprawdzić (co w gruncie rzeczy nie powinno być specjalnie trudne, bo wystarczy pojechać na którykolwiek biegun). Jak dotąd. Niejaki Brooks Agnew (poniekąd fizyk z doktoratem) planuje wyruszyć w przyszłym roku w kierunku bieguna północnego, płynąc wynajętym rosyjskim lodołamaczem. Agnew kontynuuje wysiłki zmarłego przedwcześnie Steve Curreya, którego śmierć oznaczała koniec planów o wyprawie (można o niej przeczytać na stronie Voyage to Our Hollow Earth). Członkowie załogi, którzy wyłożyli po dwadzieścia tysięcy dołków na głowę, liczą, że ich wyprawa będzie najważniejszą ekspedycją w historii ludzkości.

No cóż, pozostaje życzyć im powodzenia!

A, jak komuś się nudzi: The Smoky God or A Voyage to the Inner World

Read Full Post »

Oświadczenie Tinky-Winky

Będę nosił damskie torebki… i co?

Jakby ktoś chciał zamanifestować głośno brak poparcia dla „reżymu” – teletubisiowy dzwonek do telefonu.

A jak komuś jeszcze mało bicia piany na durne tematy, to może sobie przeczytać katofaszystowski artykuł o Teletubisiach (w języku lengłydż).

Read Full Post »

Byłem wczoraj z Żoną w kinie na tzw. przedpremierowym pokazie filmu „Piraci z Karaibów – cośtam”. Pokaz przedpremierowy polega na tym, że sprzedaje się bilety jeden dzień przed oficjalną premierą, a obecność na takim pokazie jest niewątpliwie wielkim wyróżnieniem – a tak naprawdę to chodzi o to, żeby w dniu premiery na emulu były już screenery. Oczywiście bilet kupuje się normalnie w kasie 🙂 Przed filmem po sali chodzi facet przebrany za pirata i krzyczy pirackim (pijackim?) głosem „wyłączyć mi te komórki”.

Film w sumie taki sobie – scenarzyści trochę przesadzili z „cudownością”, i do filmu władowali jakieś pogańskie bóstwa, Światowy Kongres Piratów i Bóg wi co- ale może ludziom się to podoba, ja chyba za stary już jestem. Na szczęście na brak akcji narzekać się nie da, choć dłużyzny też były. Najbardziej mi szkoda tego, co tak mi się podobało w części pierwszej – w której wszyscy bohaterowie (także ci źli) byli w sumie sympatyczni. W tej trzeciej wszystkim jakoś tak się odwidziało.

Najwięcej radości wzbudził we mnie moment, kiedy główna bohaterka (grana przez wyjątkowo drewnianą Keirę Knightley), dowodząc flotą piratów (sprzymierzonych przeciwko „siłom zła” – Kompanii Wschodnioindyjskiej, niezła bzdura swoją drogą 🙂 ) wygłasza płomienną mowę w stylu „wywalczymy wolność lub zginiemy próbując” niczym jakiś William Wallace. Propaganda infoanarchistów???

Z innej beczki – jechałem dzisiaj półprzytomny do pracy (film skończył się po północy…), i w radio niejaki Kuba Wojewódzki opowiadał o Andrzeju Rosiewiczu, który to skumał się z PiS-em i występuje na antenie Radia Maryja. Wojewódzki raczył określić go „najsmutniejszym błaznem IV RP” i podsumował: „żałosne”. No. Kaczory są niedobre.

Widziałem niedawno w telewizji Jacka Fedorowicza (nigdy go nie lubiłem, chociaż jego książki – „W zasadzie tak” i „W zasadzie ciąg dalszy” – smakowite). Facet zaczął „jeszcze tylko ileś tam dni do końca kadencji” i przez następne parę minut opowiadał (bez jednego żartu, nawet kiepskiego), jak to Kaczory są fuj. To dopiero było żałosne.

Jadąc do pracy miałem też inną przygodę – minęło mnie czarne Audi A4 z nalepką „Mafia – samochód służbowy”. Na wszelki wypadek nie zatrąbiłem, kiedy zajechało mi drogę.

Read Full Post »

Older Posts »