Dostałem dzisiaj maila – „po co zajmujesz się Kodem da Vinci, nie ma co się oburzać, przecież to tylko książka”. No przecież ja się nie oburzam, napisałem, że z bzdurami nie ma co dyskutować, bo odbiera to powagę dyskusji. Ale to ja. Wiele osób w ogóle takiego podejścia nie rozumie – a ja rozumiem te osoby, bo „Kod” to owszem, tylko książĸa, tyle że napisana jak propagandowy pamflet.
Dygresja. Mam na półce pewien komiks. „Kaznodzieja” (w oryginale „Preacher”) Gartha Ennisa opowiada o pastorze Jessem Custerze – dosyć nietuzinkowym duchownym, który częściej niż z Bogiem rozmawia z duchem Johna Wayna, i który w wyniku spotkania z naprzyrodzoną istotą („Genesis”) nabył moc rozkazywania ludziom. Jesse to tzw. „twardziel”, którego poglądy na świat i nie tylko pokazuje np. taki cytat:
Psychoanalitycy są dla dupków – biorą cholerną fortunę za słuchanie jak ludzie wyrzygują g***o, z którym powinni sobie poradzić sami, albo za przekonywanie ich, że zostali wyp***oleni w d**ę przez własnego dziadka. Zanim spytasz: nie, moja babcia zrobiła z niego zupę, zanim się urodziłem.
Custerowi towarzyszą jego dziewczyna Tulip, niedoszła zabójczyni na zlecenie, oraz Cassidy, wampir z Irlandii. Miła, typowa komiksowa gromadka, jak np. Shrek i Osioł. I- jak to w komiksie- naszej wesołej kompanii zdarzają się różne przygody i spotkania z ciekawymi ludźmi, np. nieśmiertelnym Świętym od Morderców, Jezusem de Sade- współczesnym wcieleniem słynnego markiza, kapłanami voodoo i … znów Jezusem, tym razem we własnej boskiej osobie.
Jednym z epizodów serii jest spotkanie z organizacją Graal. Ta potężna, międzynarodowa organizacja stoi na straży … linii krwi Chrystusa, który zamiast posłusznie wstąpić na niebiosa, ożenił się z Marią Magdaleną, spłodził dzieci i żyłby długo i szczęśliwie, gdyby pewnego dnia nie wpadł nieszczęśliwie pod samochód… wóz znaczy się. Brzmi znajomo?
Niby takie samo bluźnierstwo i atak na Kościół jak Kod, nieprawdaż? Tyle że jakoś nikt z tej okazji chryi nie robi. Arcybiskup Dziwisz nie wzywa do bojkotu, nie ma procesów, nie ma zakazów sprzedaży. Wszyscy rozumieją, że cała historia jest od początku do końca wyssana z palca – bo medium jest na tyle niepoważne, że nikt go na poważnie nie bierze. Co więcej, komiks nie zgłasza żadnych pretensji do udawania rzeczywistości – to po prostu wymyślona historia, nie sposób potraktować tego inaczej.
A „Kod”? Książka Browna to nie jest „tylko historia”. Cała opowieść w gruncie rzeczy stanowi pretekst do erudycyjnych wywodów na temat historii, świata, Kościoła, kobiet, sztuki i homoseksualistów (jak, nie przymierzając, u Łysiaka, choć Mistrz mógłby się obrazić za takie porównanie). W tych wywodach prawda miesza się z fikcją, a sposób prowadzenia narracji powoduje, że bardzo łatwo złapać się na haczyk i uwierzyć np. w zbrodniczy charakter Opus Dei, czy homoseksualizm da Vinci’ego *. A że książka w gruncie rzeczy adresowana jest do masowego czytelnika, złapanych na haczyk musi być wielu. Trochę dystansu, jakiś krytyczny komentarz od autora- wystarczyłoby. Niestety, „Kod” to jeden wielki propagandowy przekaz, i żadne zaklinanie rzeczywistości tu nie pomoże.
Garth Ennis, autor „Kaznodziei”, zresztą wierzący, na oskarżenia o bluźnierstwo odpowiada (cytat z pamięci): „wierzę, że tam, wysoko, Bóg czyta mój komiks i dobrze się bawi”.
A tak na marginesie: bardzo polecam cykl artykułów z wczorajszego „Ozonu” na temat. Tygodnik w ogóle jakoś tak dziwnie wyewoluował, dużo tu chrześcijaństwa i prawicowych publicystów – daleko jeszcze do „Pro Fide, Rege et Lege”, ale w końcu to wielkonakładowy tygodnik. No cóż, przynajmniej jakaś odmiana od mówiących jednym głosem „tygodników opinii”.
* Przepraszam, że tak się czepiam tego rzekomego homoseksualizmu Leonarda, ale strasznie mnie cieszy, jak różne osoby próbują w ramach „tolerancji” przemycić pogląd, jakoby rozwój świata napędzany był właśnie przez gejów- a „hetero” służą tylko jako materiał do produkcji nowych – homoseksualnych rzecz jasna – geniuszy.
Read Full Post »